jednak te wątki są tak rozległe, że można by je analizować i drążyć, stworzyć
trzygodzinny wykład, a temat i tak byłby niewyczerpany.
Ja jednak jeszcze raz o nim wspomnę, ponieważ wierzę (i mam nadzieję), że tego typu posty
mogą komuś pomóc w codziennych zmaganiach z życiem i innymi.
Jakiś czas temu znalazłam na Tumblrze krótki tekst napisany przez jedną z użytkowniczek.
Pozwoliłam go sobie przetłumaczyć:
Podejrzewam, że mężczyznom ciężko byłoby wyobrazić sobie świat, w którym
ich ciała byłyby nierozerwalnie złączone z ich wartością, jako jednostkami, i nieważne
jak bardzo dopingujący byliby Twoi rodzice i nieważne jak wiele miałabyś kobiecych
wzorców do naśladowania ani jak pewna siebie się czujesz, zawsze jest obecna
presja otoczenia napływająca ze wszystkich stron, szepcząca Ci do ucha,
że jesteś swoim ciałem, a Twoje ciało Cię definiuje. Świat, w którym,
już od czasu dojrzewania, możesz wyczuć
stałą i wyraźną wagę spojrzeń osobników płci męskiej, i to nie tylko kolegów, ale też
nauczycieli i trenerów i ojców dzieci, którymi się zajmujesz, ludzi, których powinnaś szanować;
i ten pierwszy moment, kiedy zdajesz sobie sprawę, że patrzą na Ciebie w ten sposób,
jest początkiem samo-świadomości, której nie będziesz umiała się pozbyć przez resztę
swojego życia. Nawet, jeśli to nie jest nigdy coś powiedzianego wprost, to
zasady cielesnego zachowania dla kobiet stają sie proste i jasne: kiedy pracownik
szkoły karci Cię za to, że widać Ci kawałek brzucha spod bluzki, kiedy
podniesiesz ręce do góry, albo kiedy powie Ci, że
Twoje mimowolne noszenie dekoltu sprawia, że bogobojni mężczyźni się Tobą interesują, uczysz się,
że Twoje ciało jest niebezpieczne i zawstydzające i że Twoim obowiązkiem jest,
aby je odizolować w akceptowany przez wszystkich sposób. Uczysz się, że Twoje ciało
jest tematem publicznych rozmów i że każdy jest uprawniony do tego, aby je ocenić,
zaczynając od kolegi z klasy mówiącego, że w tych spodniach Twój tyłek jest wielki,
kończąc na Kongresie US, zdominowanym przez mężczyzn, dyktującym kryterium,
że gwałt musi podpadać pod jakieś prawo, aby można go było uważać za prawne przestępstwo.
Być kobietą, i żyć w ciele kobiety, to trzymać się zestawu komicznie
paradoksalnych standardów, które czynią Cię bez przerwy wątpiącą w siebie i sprawiają,
że skaczesz przez miliony obręczy w pogoni za niemożliwą do osiągnięcia perfekcją.
Jakkolwiek feministyczny ten tekst mógłby się wydawać, jest on prawdziwy
i chyba wszystkie się z tym zgodzimy.
Jesteśmy otoczeni przez niekończący się zastęp wymagań, do których musimy się dopasować, aby nie być odludkami ani nie być uważanymi za gorsze. Społeczeństwo i otoczenie cały czas na nas napierają, ludzie, telewizja, internet, te wszystkie reklamy, które powtarzają, że musimy kupić to, aby być piękne,
i tamto, aby być idealne, że wtedy faceci będą sie za nami oglądać,
że będziemy nareszcie czuły się dobrze itp itd.
Kobieta powinna być piękna, zadbana, miła, bezproblemowa, a najlepiej jeszcze
cierpliwa, pobłażliwa, lubiąca gotować i sprzątać.
Gonimy ciągle za jakimś schematem ideału, który jest poza ludzkim zasięgiem Nie ma na świecie perfekcyjnego człowieka i "jeszcze się taki nie urodził, co by wszystkim dogodził".
Notkę zakończę
filmikiem, który gorąco polecam wszystkim!!!
(Jego tytuł jest nieadekwatny, ale sam filmik pokazuje nam, jaki kit wciskają nam media
kreujące absurdalne "ideały piękna".)