poniedziałek, 11 lutego 2013

Moje pierwsze anime...

Choć kiedyś sobie zupełnie nie zdawałam z tego sprawy, moim pierwszym anime w życiu były Pokemony
Szał na tę bajkę opanował mnie w podstawówce, w bodajże 2 czy 3 klasie.
Oczywiście wszędzie i ciągle rysowałam pokemony, starałam się oglądać wszystkie odcinki (w szkolnej świetlicy cała gromada dzieci zasiadywała przed telewizorem), no i były też jakieś karty, kapsle, pluszaki i figurki. Trochę tego miałam, ale nie mam pojęcia gdzie się to wszystko teraz podziało (kosmici porwali).
Moimi ulubionymi pokemonami były (o ile dobrze pamiętam): Jigglypuff (ta śpiewajaca, różowa kulka), Pikachu, Mew i Lapras.


Pamiętam, że bardzo chciałam mieć pluszowego Jigglypuffa i przeszłam z mamą pół miasta w jego poszukiwaniu, ale nie znalazłyśmy go, i w ramach rekompensaty dostałam.... Psyducka.
Ostatnio tak jakoś sobie przypomniałam o istnieniu tej bajki (teraz dzieci są niestety wychowywane na jakichś koszmarnych kreskówkach z DisneyXD czy innego szajsu) i zaczęłam je malować w wersji śpiącej (na moim Deviantarcie). A jako, że mam pięcioletnią siostrzenicę, postanowiłam w niej zaszczepić trochę miłości do tych uroczych stworków. Puściłam jej 2 odcinki, i jej się spodobało.
MISSION COMPLETED!

A jakie było Wasze pierwsze anime? :)


sobota, 2 lutego 2013

Japońska lektura #2


Na imieniny dostałam bardzo miły prezent: książkę "Japoński Wachlarz - Powroty
autorki Joanny Bator, która jest autorką eseji, 
prac naukowych, opowiadań i powieści. 
Spędziła ona parę lat w Japonii i zakochała się w niej bez reszty, choć początkowo tego 
kraju wcale nie znała. Swoje doświadczenia i opinie przelała 
na strony papieru. "Powroty" to poszerzona i zaktualizowana 
wersja "Wachlarzu" (wydanego pierwszy raz w 2004 roku).
Książka jest lubiana przez fanów Japonii, i wcale się nie dziwię, bo naprawdę jest świetna. Czyta się ją szybko i bardzo przyjemnie, "od deski do deski". Oprócz rzeczy oczywistych dla fanów M&A są tam też zawarte inne ciekawostki, dużo informacji, których nie znajdziemy w pierwszym lepszym przewodniku po Japonii. Przede wszystkim są to wrażenia Polki, a więc osoby nam bliskiej w pewien sposób. Pani Joanna świetnie i z humorem przedstawia nam Japonię i Japończyków i dodaje do tego dużo swoich zdjęć.
Moja ocena: 10/10! :)

Fragmenty:
"Uchyliły się automatycznie otwierane drzwi i wysiadła z nich gejsza. (...) W tym samym momencie odbiła się w szybie twarz przechodzącej nieopodal blond Japonki w minispódniczce. Takie właśnie jest Tokio: jest barbie i jest gejsza. Nie można jednak ufać swoim oczom, bo może się okazać, że piękność kusząca nasz wzrok to tak naprawdę mężczyzna w przebraniu kobiety. Albo kobieta udająca mężczyznę w przebraniu kobiety. Albo zupełnie odwrotnie."

"Mimo iż wydawało się, że między naszym samochodem a ścianami budynków nie ma przestrzeni wystarczającej, by dorosły człowiek przecisnął się bokiem, swobodnie przejeżdżały obok nas dziesiątki ludzi na rowerach, a między pojazdami lawirowali piesi. Życie w wiecznym tłoku, w malutkim mieszkaniu, z którego można podać sąsiadowi sos sojowy, wyciągając rękę z okna kuchni, wykształca umiejętności nieznane ludziom przywykłym do większej przestrzeni."


"Patrzyłam w zdumieniu na zestaw kilkunastu przycisków i pokręteł zamontowanych z obu stron różowego kuriozum. W każdym innym znanym mi kraju w tym miejscu stałoby swojskie urządzenie zwane sedesem, niebudzące szczególnego zainteresowania. Alfabetem łacińskim napisana była tylko nazwa formy Toto, a wyglądało toto jak fotel pilota samolotu bojowego (gdyby robiono je w kolorze różowym). (...)
Nacisnęłam pierwszy przycisk, a wówczas ze środka wyłoniła się plastkiwa rurka, z której pod dużym ciśnieniem wytrysnęła woda, na szczęście czysta i ciepła. Domyśliłam sie, że gdybym siedziała, zamiast zaglądać do środka jak barbarzyńca, odpowiednia część mojego ciała miałaby do czynienia z czymś w rodzaju bidetu. Kolejnych prób dokonywałam odsuwając się jak najdalej."

"Cukiereczki w kształcie kwiatów wiśni, ciastka mochi,  barwione na różowo i pakowane w marynowane liście wiśni, herbaty z kwiatów suszonych albo solonych, które we wrzątku czarodziejsko rozprostowują się do swojego pierwotnego kształtu, plastikowe bukiety z białych i różowych gałązek, kimona młodych kobiet z sakurowym motywem - gdziekolwiek w Tokio zwróciło się oczy, była zapowiedź hanami, wielkiego święta kwitnących wiśni. (...) Nieciekawa droga wzdłuż rzeczki Nomi zamieniła się w olśniewający pasaż, pośrodku którego rósł zwarty szpaler drzew tak gęsto pokrytych kwiatami, że ich czupryny zlewały się w jeden nieprzebrany gąszcz aksamitnej bieli. (...) Dziś hanami ma bardzo demokrytyczny charakter. Gdy wiśnie zakwitają, ludzie w grupach rodzinnych, przyjacielskich lub zawodowych ciągną do parków. W tych najbardziej zatłoczonych konieczne jest zarezerwowanie sobie miejsca i firmy wysyłają w tym celu najmłodszego pracownika, by pilnował dla reszty kawałka wolnej ziemi pod sakurą, zasłaniając go własnym ciałem przed zakusami innych chętnych. Zaspany młodzieniec w czarnym garniturze, który już bladym świtem tkwi pod wiśnią w Ueno, to częsty widok w okresie hanami."

P.S. Zapraszam do polubienia fanpejdża Kocham Japonię.

Obecnie słucham:
Imagine Dragons - Demons