wtorek, 10 grudnia 2013

Krótki powrót do anime: Shingeki no Kyojin

Wypadałoby napisać chociaż jedną notkę na miesiąc, khe khe, więc...
Jakiś czas temu za namową moich przyjaciółek (a raczej za ich fangirlowaniem-so-hard, trudno było to wytrzymać nie wiedząc o co właściwie chodzi) postanowiłam obejrzeć  anime Shingeki no Kyojin.


Odkąd zaczęłam oglądać seriale, moje oczekiwania generalnie wzrosły co do fabuły i postaci, i anime przestało spełniać moje kryteria, jednak o Shingeki słyszałam echa mnóstwa uradowanych fanów. Zazwyczaj jeżeli cały fandom coś namiętnie kocha, to jednak jest w tej danej rzeczy coś dobrego.
Spodobał mi się ogólny pomysł: ludzie zamknięci w miastach otoczonych bardzo wysokimi murami, za którymi grasują tytany pożerające człowieków. :)
Ostatnio o tym anime zresztą bardzo głośno. Czy słusznie?


Moim skromnym zdaniem anime jest bardzo fajne, nie jakieś mega-super-super, ale jednak dobre jest, trzeba mu to przyznać. Mi się zaczęło naprawdę podobać pare odcinków przed końcem, kiedy pojawiła się... pewna nowa postać. (Oszczędzę spilerów.)
Kreska ładna, ciekawy pomysł, graficznie - na plus, postacie do polubienia (mniej lub bardziej, według gustu).
Także niezdecydowanym polecam spróbować obejrzeć. :) Mi się je przyjemnie i dosyć szybko oglądało mimo tego, że z anime zrezygnowałam względnie dawno temu.

Oglądaliście SnK? Jak wrażenia?

Obecnie słucham:

P.S. Brakuje jeszcze 21 Obserwatorów do tego, abym zrobiła kolejny Giveaway! ;)


wtorek, 5 listopada 2013

Słodka niespodzianka + zapowiedź eksperymentu

Wymienianie listów z Japonką zaowocowało dla mnie w małą, słodką niespodziankę w postaci japońskich słodyczy. :)


Dostałam grejpfrutowe żelki firmy meiji, coś podobnego do draży, co nazywa się Kyoro-chan firmy Morinaga, i czarną czekoladę meiji.




Żelki o smaku grejpfruta smakowały jak... grejpfrut! :D Czyli dosyć kwaśne.
(Jestem wielkim żelko-loverem!)


Kyoro-chan smakowały około-czekoladowo, ale nie wiem, jaki to właściwie miał być smak (raczej nie orzechowy). xD Pod koniec (jak się je dłużej potrzymało rozgryzione) fajnie się rozpływały w ustach.
Fanem ciemnej czekolady nie jestem, także czekoladą podzieliłam się z mamą. :)
A w ramach rewanżu wysyłam Japonce Princessę kokosową, Prince polo, draże Korsarz i kisiel.

Skoro jestem już w temacie słodyczy, to oto zapowiedź mojego eksperymentu (jakże trudnego):
Przez cały listopad nie zjem żadnych słodyczy (normalnie wcinam je co 2-3 dni), żeby sprawdzić, czy po tym miesiącu ubędzie mi cokolwiek w talii i biodrach. Trzymajcie za mnie kciuki!!

niedziela, 20 października 2013

Kilka prostych pomysłów DIY

1. Ćwieki



Ćwieki to niestarzejący się dodatek świetnie współgrający z wszelakimi około-gotyckimi/rockowymi/punkowymi stylami.
Moje buty wyglądały nieciekawie i były po prostu nudne, kupiłam więc paczuszkę ćwieków (na Allegro, ale w sklepach stacjonarnych też powinny być) i przyczepiłam do butów.
Tutorial do sznurówek w kropki: TUTAJ.

2. Podeszwy



Były standardowe buty z białymi podeszwami. Teraz są z czarnymi. (Ale możecie oczywiście wybrać jakikolwiek inny kolor, np. różowy albo fioletowy dla stylu pastel goth.)
Najpierw umyłam brzegi butów (polecam do tego zestaw: waciki + jakiś mocny płyn do czyszczenia zabrudzeń w kuchni/łazience ;)), potem obkleiłam buty papierową taśmą zabezpieczającą, a następnie użyłam czarnego sprayu (kupiony za 15 zł w sklepie papierniczym). 
(Dwie warstwy lepsze niż jedna!)

3. Kokarda



Kokarda prosta do zrobienia z szerokiej tasiemki albo kawałka materiału (ja swój wzięłam ze starego bolerka).
Tutorial, który mi pomógł, znajduje się TUTAJ (ale na Youtubie jest też cała masa innych, więc jest w czym wybierać). :)
Kokardę można przyczepić np. do bluzki, torby, piórnika, albo przykleić do spinki do włosów.

niedziela, 29 września 2013

Japońska lektura #3


Tak się złożyło, że pierwszą książką, którą od początku do końca przeczytałam po angielsku, jest "Wyznania Gejszy" Artura Goldena, który spisał historię życia pewnej Japonki Chiyo (w rzeczywistości japonka nazywa się Mineko Iwasaki), która to przez znaczącą część swoje życia była gejszą.
Słyszałam o tej książce/filmie dużo razy i sama nie wiem dlaczego dopiero teraz to przeczytałam.
Niektórym historia może wydać się trochę nudnawa, dla mnie była ciekawa. Trzeba wziąć pod uwagę, że to realistyczna historia, którą "Chiyo zgodziła się opublikować dopiero po jej własnej śmierci". Razem z nią przeżywamy rozstania, ból, rozczarowania i desperację.
Mimo braku szybkiej akcji, do jakiej większość z nas jest przyzwyczajona w dzisiejszych czasach, historia potrafi trzymać w napięciu i zaskakiwać. Ukazuje różne levele trudów i przykrości, jakie zniosła główna bohaterka, od czasu kiedy jako dziecko opuściła rodzinną wioskę, do czasu kiedy stała się dojrzałą kobietą. Nie sposób patrzeć obojętnie na wszystko, co przeżyła. Po za tym, co bardzo ważne, książka daje nam wielki wgląd osoby pierwszej w świat gejsz, który, jak chyba każdy wie, jest światem niesamowicie zamkniętym, składającym się z wielu tematów tabu, niechętnym wobec tych niewtajemniczonych, obcym dla nas i odległym.
Pierwszo-osobowa narracja świetnie tu pasuje i pozwala nam bardziej wtopić się w ten świat.
Jeżeli miałabym tą książkę ocenić, to dałabym jej mocne 8/10.
"Wyznania gejszy" to obowiązkowa lektura dla wszystkich interesujących się Japonią!!! :)



środa, 11 września 2013

Druga rocznica + prezenty ze Stanów i Japonii

Dzisiaj jest druga rocznica mojego bloga.


To już dwa lata? Nie wierzę... tak szybko zleciało... :)
Póki co blog żyje, i postaram się, aby nie umarł!
Dziękuję wszystkim, którzy tu wchodzą, czytają i komentują, a także "obserwują"! 

A teraz dalsza część notki... czyli poczta. :)
Na chwilę dzisiejszą koresponduję listownie z dziewczynami z Chorwacji, Finlandii, Tajwanu i Japonii (o tym zaraz), ale kontaktuję się emailowo z jedną Amerykanką Lacy, już od mniej więcej roku.
Lacy jest na tyle miła, że postanowiła wysłać mi "carebox", który akurat dzisiaj dostałam!
Jest to paczka z paroma gadżetami:



(Nie rozgryzłam jeszcze, do czego służy to kubko-podobne coś z otuliny. xD)


Czy to nie urocze? :) Na pewno się jej jakoś odwdzięczę.

Zaczęłam też pisać listy z Japonką (która interesuje się Polską! widziała 
sporo polskich filmów, np. Dzień Świra!). 
Nakamura-san już w pierwszym liście uraczyła mnie
4 bardzo ładnymi zdjęciami i japońskimi naklejkami. ^_^




(Przepraszam za jakość zdjęć! Mój aparat ostatnio nie pracuje już tak jak powinien. U_U)

Więc warto korespondować z obcokrajowcami, nie? Nie dość, że każdy list to dużo radości (i pisanie, i czytanie), to możemy się czegoś dowiedzieć o innych kulturach, nacjach i "światach", a do tego wymieniać się małymi upominkami.
Na przykład ja ostatnio wysłałam dziewczynie z Tajwanu nasz polski kisiel, a ona odwdzięczyła mi się tajwańską zupą kukurydzianą w proszku. :D

Obecnie słucham:


wtorek, 20 sierpnia 2013

Konkurs dla włosomaniaczek


Dzisiaj tylko taka szybka notka z cyklu tych "włosomaniakowych".
Biorę udział w TYM konkursie (a właściwie "rozdaniu") na blogu "fala za falą" i zachęcam też do wzięcia udziału wszystkie osoby, które chciałyby zacząć
bardziej świadomą pielęgnację kudełków (albo już są na jej drodze). :)
Nagrody są naprawdę dobre. :D Polecam!

wtorek, 13 sierpnia 2013

Jak zarobić, żeby się nie narobić - w internecie

Dzisiaj będzie post innego typu. I od razu zaznaczę, że nikt mi nie zapłacił za jego pisanie!

Ostatnio po prostu potrzebowałam trochę dodatkowych pieniędzy i obudziło się we mnie typowo "Polaczkowe" myślenie: jak by tu zarobić, żeby się nie narobić?


W związku z tym zaczęłam szukać w internecie stron, które płacą nam za kilkusekundowe przeglądanie reklam. Znalazłam parę polskich stron, jednak te mnie nie zadowoliły. Stawka 1gr za 1 reklamę nie chwyciła mnie za serce.
Postanowiłam więc szukać dalej, ale przenieść się na strony zagraniczne.
Przetestowałam kilkanaście różnych stron, a teraz podzielę się z Wami tymi najlepszymi.

Najbardziej standardowa i najczęściej spotykana stawka to 0,001$ za jedną reklamę. Chyba się zgodzicie, że to jednak mało. Więc ja skupiam się na stronach, które dają więcej, do 0,01$ (1 cent) za jedną reklamę. 
To już brzmi lepiej, nie? Zwłaszcza, kiedy dolary przeliczymy na złotówki (1$ to około 3,20 zł).
Klikając codziennie (trzeba poświęcić na to 5-20 minut) możemy zarobić nawet kilkanaście dolarów miesięcznie. Ja na chwilę obecną dobiłam do 3,20$ (a wydałam już poprzednie 2$).
 Jakie są wymagania? Po pierwsze trzeba się zarejestrować (znać podstawy angielskiego) no i klikać w reklamy, a po drugie trzeba mieć konto PayPal (bądź inne międzykrajowe), bo właśnie tam strona będzie wysyłać nam nasze dolary. ;) 
(Założenie konta PayPal jest prostsze, niż się wydaje, także bez paniki.)
Minimalna kwota wypłaty to zazwyczaj od 1$ do 5$.

Zainteresowanych zapraszam do klikania w poniższe banery i rejestracji (są to sprawdzone przeze mnie strony, zawsze czytam recenzje, zanim się rejestruję):

Sporo reklam, w tym 3 za 0,01$ i 3 za 0,005$.

Niezbyt dużo reklam, ale w tym 4 za 0,01 euro.
468x60

Dużo reklam, w tym 4 za 0,01$ (z jakiegoś powodu ta strona najbardziej mi się podoba :))

Sporo reklam ze zmieniającymi się stawkami, trafiają się często takie za 0,01$, 0,005$, 0,003$.

Dużo reklam, w tym 4 za 0,005$.

Mało reklam, ale po 4 za 0,005$.
Większość z tych stron ma też dodatkowe opcje możliwości zarobku (oprócz kilkania reklam), 
takie jak gry i wypełnianie ofert.
(Za polecanie stron innym również dostaje się parę dodatkowych centów.)

Mam nadzieję, że ten post się komuś przyda i trochę dzięki niemu zarobicie. :)

sobota, 10 sierpnia 2013

Nie próbuj zrozumieć Japończyków

Każdy, kto postanowił zainteresować się kulturą i generalnie krajem Kwitnącej Wiśni powinien znać jedną, podstawową zasadę:
Nie próbuj zrozumieć Japończyków.
Nie ma co próbować, bo to jest po prostu niemożliwe. :)


Malutka porcja brainwash'a w wydaniu 
japońskim (filmiki nie nowe, ale pewnie nie wszyscy widzieli :)):




Zrywanie staników przy pomocy... uszu (i nosa, i sutków itd)
(japońskie teleturnieje to powinien być jakiś całkiem oddzielny rodzaj programów telewizyjnych...)





Polecam!!!

Zapraszam do wstawiania kolejnych linków w komentarzach. :)

piątek, 2 sierpnia 2013

Wyprzedaż szafy + pytanie

Idąc za ostatnimi trendami 
- i ja robię wyprzedaż mojej szafy (<klik)! xD
Niestety mój stary aparat coraz gorzej się ma i większość zdjęć jest nieostra. ;_; Argh.

Zaczynam zbierać kasę na soczewki kontaktowe (lepiej późno niż wcale :)) i mam pytanie,
do osób, które noszą soczewki:
Jakie polecacie (typy, firmy)? W przystępnych cenach. :)
Do okularów się już przyzwyczaiłam (noszę je już 7 lat), ale chyba już czas aby się przełamać
 i soczewkami dodać sobie +100 do samooceny (taki bonus by mi się przydał). xD

Obecnie słucham (JENY, jak tego dawno tu nie było, chyba czas wrócić do tradycji):
Tom Odell - Can't pretend

niedziela, 28 lipca 2013

Harajuku Day #2

Ze zniecierpliwieniem czekałam na ten dzień cały rok.


Harajuku Day to taka wspaniała wymówka, aby się fajnie, alternatywnie ubrać.
Tym razem na szczęście nie miałam grypy, 
i wzięłam aparat, a żeby nie być gołosłownym, oto zdjęcia:







A na koniec wypadało by pokazać siebie...
O dziwo, byłam jedyną w gorsecie.



Zdjęcia z aparatu Suri:



Generalnie to było mniej osób niż w zeszłym roku, mniej przebrań, a organizacja jeszcze gorsza. 
Nie, chwila... organizacji nie było wcale.
Wielka szkoda, bo przydał by się ktoś ogarnięty, kto by pokierował tłumem 
i przedstawił jakiś zwięzły plan działania.
A tak, to byliśmy niezorganizowaną grupą przebierańców, którym ludzie dookoła 
robili zdjecia (zaczął się Jarmark Dominikański, 
więc w Gdańsku było jeszcze więcej ludzi, turystów niż zazwyczaj).

piątek, 19 lipca 2013

Kolorowe włosy

Post ten wziął się stąd, że jakiś czas temu zaczęły podobać mi się 
niecodzienne kolory włosów. (Takie stonowane lub pastelowe, 
a nie takie, co walą po oczach z odległości kilometra. ;) )


Ogólnie Polska jest dosyć zacofana, jeżeli chodzi o modę i alternatywy dla wyglądu; 
większość ludzi wygląda bardzo podobnie.
Ale ostatnio na ulicach coraz częściej widzę dziewczyny (lub babcie xD) 
z niecodziennymi kolorami włosów, co cieszy moje oko (górują głównie turkuse i fiolety/róże).


Chyba najbardziej podobają mi się włosy lawendowe i białe, 
jednak raczej sama się nigdy nie przefarbuję na "zwariowany" kolor, 
bo chyba by mi to po prostu nie pasowało.


Jednak myślę, że o ile teraz jest to (przynajmniej u nas) rzadkie, to za 10-15 lat 
stanie się to normą, i niebieskie bądź zielone włosy nie będą już nikogo dziwić.


Z tego co wiem, to taki kolor włosów można osiągnąć tonerem lub zwyczajną farbą do włosów (za granicą są dostępne bez większych problemów, więc na Ebayu też), jednak po tonerze kolor utrzymuje się znacznie krócej, bo od 1 do 10 myć (zależy od samego tonera jak i porowatości naszych włosów). Trzeba się też liczyć z tym, że podczas wypłukiwania, kolor może się nieco zmienić, a do tego zafarbować nam skórę/ubrania. Toner oprócz tego lubi się kruszyć.
Dlatego jeżeli chcecie wybrać farbowanie tonerem, to naprawdę lepiej zainwestować jest w ten droższy (za 25 - 40 zł), żeby efekt końcowy wyglądał lepiej. Oto przykładowe sklepy z tonerami: tu i tutaj.
Jeżeli natomiast chcemy farbować włosy na jaśniejszy odcień niż nasz naturalny, musimy nasze kudły najpierw rozjaśnić, co bardzo niszczy włosy (niszczy doszczętnie ich naturalny pigment, przez co stają się suche, kruche, matowe itp.).
Jeżeli już naprawdę chcecie rozjaśnić włosy i nic Was przed tym nie powstrzyma, to warto zorientować się w metodach, które przyniosą mniejsze szkody włosom, jak np. seria płukanek rozjaśniających.
Rozjaśniające właściwości na naszych włosach mają też miód i rumianek.


Ostatnio w internecie spotkałam się też z metodą farbowania kosmyków przy użyciu 
kolorowej bibuły albo suchych pasteli, jednak tych metod nikomu (a szczególnie osobom, których włosy są suche/puszące się, bo tarcie o nie tylko pogorszy sparawę!) NIE POLECAM
Są krótkotrwałe (do 1 mycia), a bardzo niszczą strukturę włosa (sprawiają, że łuski włosów się odchylają).


Kupiłam sobie ostatnio parę kolorowych pasemek (czuję ostatnio potrzebę małego 
eksperymentowania ze  swoim wyglądem).
Zastanawiam się, czy by sobie nie pofarbować samego spodu włosów na czarno 
(wolałabym biały, no ale, tak jak pisałam o tym wyżej, 
nie podoba mi się konieczność rozjaśniania włosów).

 

Z vlogerek, które oglądam, dwie mają niecodzienne kolory włosów. 

 

Mam nadzieję, że post się podoba i będzie dla kogoś pomocny. :)
Jaka jest Wasza opinia na temat kolorowych włosów?
Wolicie jednolity kolor, ombre, czy misz masz tęczowych pasemek?
Przefarbowałybyście się np. na niebiesko albo różowo?